Wednesday 6 July 2016

Powroty też są słodkie

Suniemy z zawrotną szybkością pociągiem Eurostar do Londynu - wracamy. Z przyjemnością dźwigamy kolejny bagaż wspomnień. Przyzwyczajeni do częstych podróży, nie żałujemy, że to koniec wakacji - raczej planujemy następne.

Czas na podsumowanie...
Transport:
Wszystkie pociągi, zarówno włoskie, szwajcarskie, francuskie jak i angielskie były punktualne. Szkoda tylko, że zrezygnowano z przedziałów - zdecydowanie woleliśmy podróże bardziej indywidualne.
Nie ma sensu przepłacać za pierwszą klasę: warunki są prawie takie same, a cena bez promocji niewspółmiernie wyższa. Zdarza się jednak, że pierwsza klasa jest tańsza od drugiej - wtedy nie ma nad czym się zastanawiać. Należy pamiętać, że pociągi najlepiej rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, wtedy ceny są naprawdę okazyjne. Na przykład, gdybym dzisiaj kupił pociąg z Paryża do Londynu, zapłaciłbym 1000-1200 złotych za osobę, w marcu taki bilet kosztował mnie 100 złotych (podaję ceny w przybliżeniu w złotówkach dla ułatwienia).

Hotele:
Gwiazdki w różnych państwach oznaczają różne rzeczy, nie należy się tego kurczowo trzymać. Jakość hoteli francuskich jest zdecydowanie niższa od włoskich, czy szwajcarskich, porównując do cen.
Wybieraliśmy hotele 3 lub 4-gwiazdkowe w centrach miast. Średnia cena za noc wynosiła 90 funtów, za noc. Najwięcej kosztował hotel we Florencji. Tamtejsze 3 gwiazdki przewyższały 5-gwiazdkowego, warszawskiego Mariotta.

Jedzenie:
Najsmaczniej jest w Szwajcarii. Wszystko było świeże i doskonale przygotowane. Każdy posiłek był przyjemnością, po którym na długo pozostawał przyjemny smak w ustach. Średnia cena jednodaniowego posiłku na ciepło wynosiła tam około 150 złotych na osobę. Oczywiście ceny są tam różne i czasami płaciliśmy więcej.
We Włoszech też było smacznie, jednak wiele restauracji nie przejmowała się jakością, zdarzyło nam się mieć niestrawność. Najsmaczniejszy był kebab w tureckiej restauracji w Rzymie - po kilku dniach bowiem pizze i spaghetti wychodziły nam bokiem. We Włoszech posiłek można zjeść za 40 złotych. Drogie są napoje, te najlepiej kupować w sklepach. Puszka coli kosztuje w markecie 2 złote, w barze nawet 25.
We Francji można zjeść tanio i drogo, my stołowaliśmy się w żydowskiej dzielnicy.

Zabytki i widoki:
Tutaj wygrywają Włochy. Ci, którzy lubią obcowanie z historią, architekturę, muzea i piękno w szerokim znaczeniu tego słowa, odnajdą swoje miejsce w Italii. Rzymu nie polecamy. Jest zwyczajnie brzydki. Można pojechać tam na trzy dni i zarezerwować bilety do kultowych miejsc - są warte zwiedzania. Samo miasto wysysa energię. Florencja jest piękna i mała. Na zwiedzenie starówki wystarczy jeden dzień. Najpiękniej jest w Wenecji - tu można i tydzień posiedzieć. Mediolan to raczej drogie butiki i dobre miejsce do 2- dniowego wypadu na ekskluzywne zakupy.

Szwajcaria jest zwycięzcą krajobrazowym. Góry, doliny i sielskie widoki - cudnie. Można tu mieszkać, czując się wygodnie, bezpiecznie i błogo.

Francja - tym razem byliśmy tylko w Paryżu, który doskonale znamy. Można się tu zawsze zatracić, a nudzić się nie sposób.

Ludzie:
Szwajcarzy są najcieplejsi i najmilsi. Lubię takie ciepłe i wyważone stosunki z ludźmi, bez wchodzenia w prywatność. Jeśli ktoś ma podobne gusta, będzie się tam czuł jak w raju.
Włosi są chamscy, dodatkowo kłamią i kombinują. Tego w ludziach nie znosimy.
Francuzi są najbardziej naturalni - dlatego tak bardzo ich lubię.

Pogoda:
Mieliśmy szczęście: ani jednego deszczowego dnia. W Italii temperatura była stała - 33 stopnie Celsjusza. Słońce świeciło od wschodu do zachodu i nigdy nie było zakryte chmurami. W Szwajcarii było 12 stopni chłodniej, jednak po pierwszym szoku, chodziliśmy w letnich ubraniach. Tak samo było w Paryżu.

Inne:
Zanim wyjechaliśmy na wakacje, czytaliśmy artykuły o uchodźcach i o trudnościach z nimi związanych. Podczas naszej podróży nie spotkaliśmy ani jednego, nie byliśmy też świadkami żadnego incydentu na tle rasowym. Każdy z odwiedzonych przez nas krajów każdego roku przyjmuje obcokrajowców i pomaga im zespolić się z resztą mieszkańców.
Tu muszę napisać, że wszędzie występuje rasizm. Jako jasny blondyn, o niebieskich oczach nie byłem ani razu kontrolowany. Przechodziłem nawet restrykcyjne kontrole bagażu, bez otwierania torby. Wszystkie osoby o ciemniejszej karnacji, lub choćby kolorze włosów, były dosłownie "trzepane" przy każdej okazji.

Wakacje udały nam się jak zawsze do tej pory. Odpowiednio je zaplanowałem, zapłaciłem za hotele i zarezerwowałem wcześniej wszystkie pociągi. Korzystając z mapy w telefonie, zaplanowałem wszystko tak, aby nie było żadnych, niechcianych niespodzianek. Dodatkowo mieliśmy wiele szczęścia i poznaliśmy fajnych ludzi.

Z wakacji wysłaliśmy kilkanaście pocztówek do znajomych i przyjaciół - do tych, którzy przysyłali nam adresy w odpowiednim czasie. Lubimy się bawić i konkurs pocztówkowy sprawił nam wiele radości.

I to chyba wszystko. 

Acha... Blog ten pisany był tylko przez kilkanaście dni - dotyczy tylko naszego europejskiego wypadu i jest aneksem do głównego bloga. Najstarsza notatka znajduje się, tak jak zawsze na końcu.
Należy pamiętać, że to blog prywatny i o tym, że jego wyłącznym celem jest przedstawienie naszych subiektywnych wrażeń i spostrzeżeń. 

Nie pozostało mi nic innego jak oficjalnie zakończyć pisania :)

KONIEC


Tuesday 5 July 2016

Degustacja drinków

Po kolacji (dzisiaj jedliśmy w żydowskiej dzielnicy - nieco za dużo), poszliśmy do Open Café (17 rue des Archives) na degustację drinków. Marcin pozostał przy piwie, ja natomiast mieszam: martini, anis i kir. To ostatnie smakuje jak wytrawne, delikatne wino.
I coś tam gadam, a Kot fotografuje.

Kultowa naleśnikarnia

Kultowa naleśnikarnia mieści się na rogu ulic: rue Norvins i rue Poulbot. Stołują się tu ludzie z całego świata i zostawiają podziękowana na: karteczkach, banknotach, biletach, serwetkach i innych przedmiotach, którymi obklejone są wszystkie ściany i sufit.
A naleśniki - pycha. Polecamy!
Marcin je nutellę z bananem i bitą śmietaną (doskonałe na ból brzucha), a ja z serem i szynką.


Place du Tertre

Kiedyś słynny plac, przy Sacré-Cœur był mniej komercyjny. Pisałem tu dramaty i szkicowałem. Teraz mogę być turystą, płacącym słone kwoty za drinki.

Plac jest zatłoczony turystami, a miejsce w którym kiedyś siedzieli artyści, przerodził się w market. Szkoda...

Piję kawę i słaby alkohol anyżkowy. Leją go na lód i dodatkowo podają zimną wodę w karafce. Dolewa się jej po trochu, zazwyczaj gdy opróżni się połowę szklanki do momentu, aż przestanie się czuć anyżek. Bardzo to francuskie.
Marcin zamówił sobie sok brzoskwiniowy. Boli go brzuch - jak to określa "coś go gniecie". Po powrocie musi zrobić badania, bo obawiam się, że ma gastritis albo nawet wrzody lub reflux... Zawsze coś!

No nic. Zaraz idziemy na naleśniki. To już tradycja!


Sephora

Dzisiaj dzień zakupowy. Poprawiamy sobie humory, kupując perfumy.
Tylko w Paryżu, można kupić stare zapachy. Mój ulubiony - różowy: aksamitny zapach, pełen delikatnych, wieczorowych nut. Marcin wybrał bardzo rześki, kwiatowy zapach dzienny.

Monday 4 July 2016

Wino różowe

Butelka lub dwie - w końcu to Paryż. O reszcie będziemy myśleć potem. Także o naszych wątrobach ;)
 
Dobrze nam i niech tak dzisiaj będzie :)

Wieża

Paryż się zmienia. Niestety. 
Słynna wieża ogrodzona jest metalowym płotem, trzeba przechodzić przez kontrolę podobną do tej na lotnisku. Istnieje realne zagrożenie wysadzeniem budowli.

Nie wolno wnosić wielu rzeczy, między innymi wody. Ochroniarka odkrywszy, że mam wodę, spojrzała na mnie i mrugnęła. Wszedłem z wodą. Powinna stracić pracę.
To samo stało się we Włoszech i w Szwajcarii. Jestem jasnym blondynem o niebieskich oczach - nikt nie chce mnie sprawdzać i wszędzie wchodzę (przejeżdżam) bez problrmów.
A w połowie wieży Eiffla wisi sobie monstrualna piłka.